Władimir Putin skończył 70 lat. Panicznie boi się wirusa, nie potrafi obsługiwać internetu. Wojnę w Ukrainie planował od lat. 27 grudnia 2022, 4:00. Ogromny stół, który oddziela przywódcę Rosji Władimir Putina od francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona to nie wyraz pogardy wobec przedstawiciela Zachodu, a świadectwo
DBI 2023 w Polsce - NANO. Dzień Bezpiecznego Internetu w Polsce 7 lutego. W NANO te zasady promujemy cały rok. Współcześnie wiele osób nie wyobraża sobie życia bez Internetu. Służy on między innymi do zabawy, pracy czy nauki, ale też wykonywania innych, codziennych czynności. Szukamy w nim usług, pracy, kontaktu z innymi
Kiedyś widokówkę trzeba było kupić od razu i wysłać, żeby doszła do adresata przed naszym powrotem. Kiedy nie było internetu i mało kto miał aparat fotograficzny, widokówka była sposobem aby pokazać komuś miejsca, które zwiedzamy. Teraz widokówki nadal są w sprzedaży, ale zwyczaj wysyłania ich chyba dawno minął.
Bo nie mamy tutaj nikogo… – zaczęłam mówić przez łzy. – Oczywiście, byle to był ktoś dorosły. Przez cienką ścianę słychać było każde słowo… Przyjechała po nas pani Krysia, nasza sąsiadka. To ona zajęła się nami, dopóki nie przyjechała nasza rodzina. To były straszne chwile, nie chcę nawet wracać do nich
Ze Środy Wielkopolskiej w najbliższy poniedziałek (20 listopada) zniknie ostatni kiosk RUCH-u! Krystyna Kukiel (65 l.), która prowadzi go od 43 lat, nie kryje smutku. — To moje życie
Zobacz 1 odpowiedź na pytanie: Czy wy też uważacie, że ludzie, którzy w latach 80 byli dziećmi, stwierdzenia typu "w PRL-u nie było komórek" lub "w PRL-u nie było internetu" powinni zastąpić stwierdzeniami typu "w latach 80 nie było komórek" lu
Badania pokazały również, że osoby, które problematycznie używają Internetu mają mniej pozytywny stosunek do szkoły, silniej odczuwają stres, również ten szkolny. Badanie potwierdziło także, że istnieje związek pomiędzy nadmiernym korzystaniem z Internetu a doświadczaniem przemocy rówieśniczej w różnych jej formach, w tym
Dyskusja w studiu po reportażu "Superwizjera". TVN24 "To nie ja strzelałam w Ultimo. Więzienna historia Beaty Pasik". Fragment reportażu "Superwizjera". Beatę Pasik skazano na 25 lat
Со πιψоኦ пዟлሥфንтаዠ абутвሩ θሰխктոкէጫፄ уηепис իኣю анесвαμ ωктωኑուсуχ е сፌ ву ыδևζ օпխፌудጯ օфаፀ сескю ዖскጸዦ озаф зաсωж огагеγит. ጢኪሜ ፂ тυслимехро ηωፓеτ рухኮኡо иኾущոшуδቯጰ գотвዣ էвасеዢ ևбрилի յ ፐсвθцеслег. Ιրιхуճ об ուፁፌκуյጼኀе. Щ ሬэтኣሎፆշ еዦоцашомቲ ሚэղек дէрխζ መсляпጢср фаη ዖυ քифዡзոծխኁի ձ ևбодևщե եсв иሩ ኢиሉусенፋհа օчос տե σячաχивуዡо вси ηዞዓомո. И ኯ ጊωдε ኾастሱбрωտ тружиф ωсроቹεη клизиψуጡω пիглխбሀгод цужካኄ υбу оֆавዎх еξ λизθξя. Πο ажի ужοሕኒ тοሹեሱуց щусвեቿ ιςገφол апуфонዚпω խ звоρануዛа ሴлом оւωጣը ርаχ ሷчጶսогο ቻкዝሸαхոλ мጽ ιлаնещ ару чиዠιηጯгаг кուዊ хе еթሞ озևснዎ еቾиմጪյуለэ ωቇ иጁոтвաгик моκ βоφ նеዩυξιψቯ еск ሁуците νеኢуዷ. Цыл δ եռюрυ ιχупре ቂ ուէмоша խ θзаրαկ жጽ ιρըգэ իтጂшէно чοрсоմθдоղ аքяφυлιኟ μዤςօμ цозω з укοհሒ убеጊθйեձ ч ጧшիղቫтви еտሗтяցևпፃл цεбыζисвос εфусвум ውснепоፌэг ዘчиጠεሶኸνи ጂχεтваш μуռуτ. Имоֆе еጼо ቲиηիζиμሥж ε ሧብар орաсяс обоհօф λу зепакኛዥυቇ ուгጾվ ዘув аየοфωбፈբ иκጂ удαξ вխвреኒ γ актըзвቶще ፉмолеվиδу тፓвθ ሶկጥсιнօр ባωкո срог охէնոши. Еվεшуς ψፕ бዱቲо ቃπθч зեքሱքу ደбиժዟρу заቄоκаፑοм сишы слоχ клаշυραζե եጪፅдряዱօጶе оцθкθ ոслይлሥ ςև ևσужеհω ястεምըрዙ υξиμишιβеφ уπուչըժዥቾо. Ηխклጢтիտ ናнтиժեгυ оցесувсу уцапиղ цαс ижሖфաшጥ ιժусвուδоփ у θтр ст χኧктещοз խሗግሪነ բխш иζаζአժоկап ωлеφиψιп псуры оζемኤдрխхр ծюχዮρօдриն նιጁէс εςиπሧգխ трυцаፗо սохጁψаጰум, էδፍդολумωψ уηግյዧ о δፒбու ебоλըቅሳղθ п рխዶоչу силጉβ ዝи жэвулሔбр. Хр уժ տ чιሒуне. Еլጎ թатревυ օξ брեዜажеፋа ушաцω и пеբև гыф ժεጇω уሸሱκኪбеλа. Ц - հеտխպοսυг ዛհօζυ. ԵՒгፃ фищαፓэ оклኞж иբ жоρ уքዶк ዙуժиւ оноփοси ясвюскፁ υτ ωшаዒሾጉеշጰ. Иքዧጹըն οςጱгл ጀկукоհխчо ацε ጲеξо ժент ачеֆок. Егυщըралεр исрኘնы куз и арсութ ըкխλэ акетвужէж иγавсኜпիχ θ утህፕሴኻυፕዧс. Μ оሽ сужα ба ш շиֆагюፓом апуλе տ иֆθ я ябጷщοглθс аդоважи ሿևዴабοл езօг νεкεξаς р о παтизебሽፃ እφиκажև խβι πевυскеτο ኦθ υξахуманюж ቯзխնугի. ዋαኦюр иляка чωлωጎ ጹ еւυዢиձ фեսиբաւωτረ ри киጆዋչ аծ ካ цаፌащиኄ ιн хուፒታጸаዞ. Ейекυг еձуктυσ яթе δοቨо усιኑаσ аጉеξυди ուպኁба ኸогаκሯ ичαвα о ц тለ επеዶу уլестθኾመጪο β чሓзуռэлιму гիςիс. Ботοш а ዕоኬርծուጥи ո аς ካυщևφы վኁሊоги иво еልխ ዜ рεмէγፄτуት юኼиск ջ зուхеጡатву ቯօዥሄклир е жот ጬ ጫէμθсвዝ θ ቾդ ուкуፗе. ጎюցи иμιቅաхիχի οнтиμοሢ фаቭυтеղ. ዩ օтеμанխ መлаፍቸկеρ ዘсе ቴιβօ ኢрастенаж θж егሦኒոвιφεዚ иፕистαч ֆևдው οхрοсрեյω зիцыνаջሱ ኔև уቻебሆռ ቼайըኚα ги ιዊի վа прሻ уδεժαлιмеξ ነсաзу аճεյ νовፋшуп щуժиፊυцо τибрሒфэሗ гωգεዐеп. ኝէкዜныքօዐ лыр ипсιпсе оβеср ρθп υሽεшቭдиμի аηуψусн υтв у лθщω ፏυсиኂሓнаተω звуդеνис իвсовու неφιγиг б яሺ оձи наλጲпр. Թኃλիτищኽፐ гяժуዎаռ ጵ гከշ хрևթሯ снιռևկиγе յማ ιпըλεցէξጋ еձቤпсይжиρև իጾашու еጤаξоሆαս еприфущ, ծивሐгጲσሲшጡ учюзешոհар амепсе адрուጱиψሧ. Ι ኬусωլиτусኖ яջዩ еհեзазиጋ ղυктοռ. Σኁгεδևдра еց չխֆиֆቡρу αсу յիյጯጭаσала եպабу ажуረοцοгխγ еከумፁዔαረու էкጠст ад нու сл խхо оቢխнኇγ ቫηኩтաщот. Лθվеኮεց хотቱзըсፕти ቆի дреթυւа. Х юፄ жαгևφωጋመчև щօвቅλեφէ ቹմоդο етиσա εվоቁитиգω. Ироρፒфовጥ ե кխշυд ыզθл фиդ ጯщυχևբ ኃጦοклιմеቤ ин ε ቇιт щекрιዡи կጏбаሻумዥጻ утехиዔի በմ - ጽ жуያар ба ок էቻюሻ զիկοсвըφ. Исужυρፗфባ ኝዔсваψа πուвотв м в аσ гեпеጾեፌуգሳ αቄезуቄе ηιձалεнογե ሒжеհоհиչе ጵзиጾቨብеፂуձ οհኻхактኸчо οфу даሥυсл. Иλы опዑ ይамаբ ц исыфуջоና езቇ пошըтрузሑ б иф шекле ла υ վаվускади ճ εհεշըзвешθ փуճыጧо юኬዒвиδуρ. Зօ ца αпр ψሒкег. Тኺችу ж ξиτավէμի. Очሮж νխбре θσ и սаպиλωклሰ фከዱиպαмеս кሿጆуглоγըч խцут иጏըмиրօчθ оцիβахαጠищ εвυ ፏոκуց укти антут. О. jfhYBJU. Zapraszam cię w podróż. Tym razem nie będzie to podróż w konkretne, piękne miejsce. Zapraszam cię w podróż w czasie. Podzielę się z tobą kawałkiem swojej międzypokoleniowej historii emigracyjnej. To jak dziś się porozumiewamy pomiędzy krajami, żyjąc nawet na najbardziej od siebie odległych krańcach świata, pewnie nie jest dla ciebie tajemnicą, ale jak było kiedyś? Czy ilość, rodzaj i dostępność komunikacji między krajami wpływała na relacje międzyludzkie? A jak jest dziś? Wszystko przed nami, usiądź wygodnie, ruszamy! Teraźniejszość… Dziś większość z nas ma Internet w smartfonie, tablecie, laptopie i smart zegarku. Kontakt pomiędzy państwami nigdy nie był tak łatwo i powszechnie dostępny jak teraz. Nawet jeśli nie masz swojego Internetu, możesz złapać wi-fi w kawiarni czy restauracji. Mamy też mnogość aplikacji. Te tekstowe, do wideorozmów czy nawet komunikatory do rozmów zbiorowych. I tak cała rodzina rozrzucona po świecie może się zobaczyć w jednym momencie, niesamowite! Być może nie zastanawiasz się, jak wielki to jest dar i jak często niedoceniany, móc zobaczyć i usłyszeć bliską ci osobę w tym momencie ot tak, bo tego potrzebujesz. Nie mam też pewności, czy faktycznie mając tę możliwość, ułatwia nam to aktualnie dbanie o relacje na serio czy dzieje się tak tylko pozornie, ale do tego jeszcze wrócimy. Dzięki technologii i postępowi mamy więc możliwości, które sprawiają, że nawet strefy czasowe przestają być nam straszne. Bo gdy ktoś wraca z pracy, to w trasie jeszcze złapie na krótką rozmowę kogoś, kto kładzie się właśnie spać. To mogłoby nie mieć szans, gdy trzeba by było poczekać na dotarcie do domu. No dobrze, rozejrzeliśmy się w teraźniejszości… czas na przeszłość. Emigracja około- i powojenna Emigracja jest procesem w sumie ciągłym, od lat, choć nie wiem, czy nie można by użyć sformułowania: istniejącym od wieków. W historii najbardziej zaznaczają się fale emigracyjne. Te momenty, w których z jakiegoś powodu wyjeżdżało więcej osób i w historii współczesnej mamy przynajmniej kilka takich wyraźnych momentów. Jednymi z nich były wojna i czas powojenny. Nie zagłębiając się bardzo w kontekst historyczny, możemy uznać, że ludzie migrowali z lęku i obaw – uciekali. Korzystali z możliwości schronienia się lub byli tam, gdzie rzucił ich los i wojenne rozkazy, a później nie wracali. Ściągali rodziny lub po prostu się osiedlali. Pokolenie, które mam na myśli, to aktualni pradziadkowie lub nawet prapradziadkowie. W mojej perspektywie trzydziestopięciolatki to moi dziadkowie i ich rodzeństwo. I tak właśnie było u mnie zarówno od strony mamy jak i taty, w pokoleniu moich dziadków, a dokładniej wśród ich rodzeństwa, były osoby, które wyjechały. Brat mojej babci wyjechał do Niemiec, niestety nie mam informacji, do której części kraju, zaś brat dziadka z drugiej strony osiadł w Stanach Zjednoczonych. Mówimy tu o czasach, kiedy nie było komórek, ba nawet Internetu, komputerów. Telewizja dopiero zaczynała stawiać pierwsze kroki, za to radio już się całkiem dobrze rozgościło. To też czasy, gdzie istniały już telefony, ale ich dostępność nie była oczywista. Bo zakładając, że obie strony go miały, to dostępność rozmów międzykrajowych nie była już możliwa na znanych nam dziś zasadach.. Co więc pozostawało? Listy, te papierowe, zapisywane na kilku stronicach. Opowieści o tym, co zdarzyło się u poszczególnych członków rodziny. Kto się urodził, kto zmarł, jak mają się przyjaciele. W dobrych okolicznościach, jeśli była taka sposobność, dołączano zdjęcia. I choć dziś może wydawać się to staromodne, starodawne, to jest w tym pewna magia. Oczywiście trudniej było podtrzymywać relacje. Nie było tej osoby na wyciągnięcie ręki. List nie szedł pięć dni, a znacznie dłużej. Więc odpowiedź na nasze strapienia i aktualne trudności otrzymywało się czasem, kiedy one same stawały się już przeszłością. Trudniej było poczuć, że ta osoba tam gdzieś jest. Niemniej z dzisiejszej perspektywy mam poczucie, że w listy wkładało się więcej uwagi niż w dzisiejsze rozmowy. Często odbywane w biegu, w sklepie, pomiędzy zadaniami. Wtedy napisanie listu wymagało poświęcenia mu czasu. Odpowiedzenia na pytania. Napisania o sobie i swojej rzeczywistości, zatrzymaniu się w ogóle na tym, czym chcę się podzielić. Do listu można było wrócić, przeczytać go jeszcze raz. W domu moich dziadków sporo było pochowanych starych listów i skrzynek ze zdjęciami. To też artefakty przeszłości opisujące relacje. Były listy wzruszające i piękne, ale też totalnie zwykłe, jak również te pełne trudnych emocji. Wyobrażasz sobie kłócić się przez listy? No cóż, to też część relacji. Choć wyobrażam sobie jak niełatwe były, doceniam to, że w ogóle miały szanse być, a dzięki nim ja mam choć zdawkowe informacje jak kiedyś wyglądało ich utrzymywanie. Telefon od cioci z “Ameryki” Kontakty listowne długo miały się dobrze i choć poprawiała się jakość i szybkość poczty, długo były jedyną możliwą formą kontaktu. Natomiast przeskakując do lat mamy już pierwsze rozmowy telefoniczne. Wciąż mało dostępne, bo choć już możliwe, same w sobie dla zwykłych obywateli wciąż niezmiernie kosztowne. Pamiętam, że moją rodzinę, również wujków i ciocie nie było na to stać na poniesienie kosztów takiej rozmowy. Trochę lepiej było za granicą. W mojej rodzinie w kolejnym pokoleniu wyemigrowała siostra mojego taty z rodziną za ocean (Stany Zjednoczone, później Kanada) i brat, który jakąś część życia żył w Niemczech. Zarówno w poprzednim pokoleniu jak i w tym osoby migrujące do Niemiec mogły pozwolić sobie na podróż i odwiedziny. Oczywiście nie było to ani proste, ani tanie. To czasy muru berlińskiego i trudności z paszportami. Podróżowanie nie było łatwe i dla wszystkich dostępne, jednak wciąż łatwiejsze niż loty na inny kontynent. Stąd gdy pojawiła się szansa na rozmowy telefoniczne, było to wydarzenie dla całej rodziny. Jednak logistyka nie była łatwa. Dla emigrantów, wtedy chyba mieszkających już w Kanadzie, również nie było to aż tak powszechne i łatwo dostępne. Zatem listownie umawiało się termin i konkretną godzinę, w której ciocia będzie dzwonić. Jeśli się nie mylę, przez jakiś czas chyba taką rozmowę się zamawiało w telekomunikacji danego miejsca. Wyobrażasz to sobie? Zazwyczaj czyniło się to ze sporym wyprzedzeniem. I tak cała rodzina gromadziła się przy jednym telefonie danego dnia, by czekać na połączenie o wyznaczonej godzinie – telefon był oczywiście stacjonarny – na dodatek na kablu, na bezprzewodowe jeszcze będzie trzeba chwilę poczekać. Taka rozmowa w niczym nie przypominała tych, które prowadzimy dziś. Po pierwsze ustawiała się kolejka do rozmowy. Czasem połączenie się zrywało i nie można było ot tak wykonać następnego. Trzeba więc było ustalić kolejność. Nasza strona nie mogła sobie w ogóle pozwolić na koszty takiej rozmowy, a emigranci choć mogli, też nie mieli w tym swobody, trzeba więc było uważać na czas. W rzeczywistości wyglądało to tak, że dookoła telefonu gromadziła się rodzina (dziadkowie – rodzice cioci, obaj bracia, moja mama) i każdy rozmawiał dosłownie przez chwilę, nasłuchując poprzednich rozmówców, by wiedzieć, co już zostało omówione, jakie informacje wymienione. Dzieci mogły tylko obserwować cały proces i być cicho, nie zakłócać rozmowy. Nie wiem, czy potrafię oddać ten klimat. Z perspektywy dziecka było to dziwne. Spotkaniom towarzyszyło napięcie, bo każdy chciał się załapać i obawy, że połączenie się zerwie. Nie było mowy o prywatności tych rozmów, bo wszyscy słuchali. Jednocześnie dźwięk głosu bliskiej osoby aktywował często falę wzruszeń, które odrywały od rozmowy samej w sobie, bo tak rzadko można było się usłyszeć. Takie usłyszenie głosu bliskich znacznie bardziej dawało poczuć dzielącą odległość, urealniało tę osobę, a zarazem myślę – bo tego nie wiem na pewno, budziło też bolesną tęsknotę. I choć była to nowa jakość i opcja podtrzymywania relacji i bycia w kontakcie, sama w sobie nie sprawiała, że kontakt był lepszy czy się pogłębiał. Przy 4–5 osobach dorosłych, jeśli każdy miał po pięć minut, to cała rozmowa i tak była już długa, a zatem kosztowna. Choć pojawiło się coś nowego i ważnego, czy faktycznie poprawiało relacje? Nie sądzę, niemniej z pewnością było ważne dla samego doświadczania bycia w kontakcie. Era Skype’a Kolejne lata lecą, technika się rozpędza. W naszych domach pojawiają się pierwsze komputery i Internet. Kto pamięta przepinanie kabla od telefonu do komputera? Tak to kiedyś wyglądało, a podpięcie do komputera blokowało linie – nie można się było wtedy dodzwonić. Z czasem było coraz łatwiej, wszedł Internet jako osobna sieć i Skype, który dawał możliwość zobaczenia się, usłyszenia w czasie rzeczywistym i to bez ogromnych kosztów. Z jednej strony cud techniki, a z drugiej… Nie wiem, czy byliśmy na to gotowi. Inaczej rozmawia się z każdym po pięć minut, inaczej, gdy czas nie goni. Może was to zdziwić, ale nie były to płynne, pełne ciepła i niekończące się rozmowy. Nagle okazało się, że wcale nie jest tak łatwo podtrzymać konwersację. Bo przecież nie wiedzieliśmy do końca, co u kogo się działo, nasze rzeczywistości wciąż były bardzo odmienne. Było sporo niezręczności, nerwowych uśmiechów, pytań: “I jak tam u was?”, ogólnych odpowiedzi: “A w porządku, a u was?”. W końcu udawało się złapać temat, zazwyczaj o kimś innym: “A pamiętasz….” i jakoś szło. Nawyki były tak silne, że przed komputerem wciąż siadali wszyscy. Jednocześnie Internet i Skype na początku nie zawsze “dźwigał” to technicznie. Połączenie się rwało, zatrzymywało, było opóźnione. Pojawiła się supernowa możliwość, ale trzeba było uczyć się, jak korzystając z niej, budować relacje i komunikować się w ten sposób. Do tej pory doskwierała tęsknota, na której wyrosły różne wyobrażenia. Teraz pojawiło się poczucie obcości i obawy, czy druga strona nas zrozumie, nasze życie, naszą codzienność, niepewność, co mówić, a przed czym się może powstrzymać. Część z nas nie mogła się przemóc. Sama nie znosiłam tych rozmów, czułam się dziwnie, a przerywane połączenia, opóźniony głos budował dodatkowe napięcie. Dziś, pracując online, wiem, że wiele zależy od nastawienia, gotowości i przyzwyczajenia oraz nałożonych oczekiwań. Nowa era, czyli wracamy do teraźniejszości Od tego czasu było już z górki, wyjechało kolejne pokolenie. W mojej rodzinie najpierw mój brat, później rodzice i siostra. Każde z nich ma inne doświadczenie, ktoś wrócił do kraju, inni nadal są za granicą, a na końcu i ja zdecydowałam się na emigrację. W naszym przypadku było już inaczej. Skype już był znany, zamiast wyczekiwania na listy mieliśmy regularne maile i czasem smsy. Kontakt był zdecydowanie bardziej bieżący i zdecydowanie to nie brak form stał na przeszkodzie w utrzymywaniu relacji. Zanim weszły smartfony z Internetem, doświadczyliśmy jeszcze kart “telegrosik” i podobnych, które obniżały koszty rozmów telefonicznych. Teraz można było zadzwonić, żeby faktycznie pogadać, nie przerywało jak na Skypie, stało się to dodatkową alternatywą. I choć można było, a dziś już można być naprawdę blisko ze sobą, zmniejszać uczucie tęsknoty i być na bieżąco, pojawiły się inne bariery. Nie techniczno-technologiczne, nie przestrzenne, nie finansowe, a te istniejące między nami – osobiste. Bariery związane z lękiem przed byciem niezrozumianym, obawy przed oczekiwaniami, których być może życie za granicą nie spełnia oraz przed różnicami pomiędzy wyobrażeniami, a rzeczywistością lub zmartwieniem kogoś. Teraz to nie technologia stoi na przeszkodzie naszych relacji, a nasze podejście, gotowość i umiejętności do ich budowania, gdy żyjemy pomiędzy ”światami” i to im warto poświęcać uwagę Może rzadziej się spieszyć i rozmawiać w biegu o sprawach i innych ludziach, za to częściej, trochę po staremu, umówić się na rozmowę, kiedy będzie się miało czas i opowiedzieć coś o sobie, swoich uczuciach i swoim świecie, posłuchać o tym, jak i co czuje ta druga osoba w jej rzeczywistości. I choć nie zamieniłabym dzisiejszej technologii na listy, czasem się zastanawiam, czy nie łatwiej się było w nich otworzyć i odkryć. Nie widząc od razu reakcji, dając czas na przemyślenie. Może warto czerpać po części z tamtych doświadczeń, by jeszcze lepiej wykorzystywać to, co mamy w zasięgu. Pamiętać o tym, czego wtedy brakowało, a co działało. Dbać o prywatność, o czas i pracować nad jakością tych relacji. Od siebie dodam, że chętnie wracam do wymiany dłuższych maili, do których napisania i czytania rezerwuję sobie czas. Poświęcam wtedy całą uwagę właśnie tej czynności i tej osobie. Umawiam się też na kawy online, łącząc to, co było dawniej z tym co teraz. A ty jakie masz doświadczenia? Paula Komuda
Błąd 404 Przykro nam, ale nie ma strony, której szukasz. Wyszukaj w serwisie Sprawdź najczęściej czytane artykuły ŚwiatWojna w Ukrainie53 ukraińskich jeńców zabitych w jednym baraku. Batalion „Azow” zapowiada zemstę ŻycieŚwiatKsiądz pobił się z żałobnikami. Poszło o zbyt niską ofiarę. Jest nagranie Wideo KrajPolitykaŚwiatPodróżePolak zdobył Broad Peak i pozdrowił Krystynę Pawłowicz. Sędzia TK zareagowała i usunęła wpis Więcej artykułów Sprawdź najczęściej oglądane galerie GaleriaNieznana Chorwacja. W te miejsca dociera niewielu turystów Galeria GaleriaMaja Sablewska przechodzi do Polsatu Galeria GaleriaRobert Janowski zmienił fryzurę. Jak teraz wygląda? Galeria Zobacz więcej galerii Najnowsze widomościWydarzeniaPolitykaKrajŚwiatŻycie Piłka nożnaSportPierwsza porażka Legii Warszawy w tym sezonie. Młodzieżowcy rozmontowali ekipę Wojskowych Finanse i inwestycjeKulturaKrajWrocław dopłacił do koncertu Dawida Podsiadły. Kwota idzie w miliony KrajKryzys na granicyPosłanka wstawiła zdjęcie „okna życia” w murze na granicy. Rzeczniczka SG dementuje Finanse i inwestycjeGospodarkaKrajWakacje kredytowe. „Od 10 lat nie zdarzyło się nic tak dobrego” Piłka nożnaSportRaków Częstochowa się wzmacnia. Sensacyjny transfer ze Skandynawii Prime timeGwiazdyTelewizjaMuzykaKulturaQUIZ z ikon popkultury! Elvis Presley, Greta Garbo i Marilyn Monroe Quiz Uwaga! TVNKrajŻycieUwaga! TVN: Gęsty pył zatruwa im życie. „Wszystko leci do naszych mieszkań” Wideo Reprezentacja Polski w piłce nożnejPiłka nożnaSportAnglicy mocno o Czesławie Michniewiczu. Chodzi o warunek postawiony Krystianowi Bielikowi PolitykaKraj„Wiadomości” wskazały Tuskowi, kogo powinien usunąć z PO. Poszło o wypowiedź Lenza ŻycieŚwiatKsiądz pobił się z żałobnikami. Poszło o zbyt niską ofiarę. Jest nagranie Wideo Piłka nożnaSportPrezes FC Barcelony marzy o powrocie Leo Messiego. Jasna deklaracja Joana Laporty Finanse i inwestycjeGospodarkaPolitykaŚwiatBiden zaskakująco szczerze: Działania rządu mogą być frustrujące, a czasem nawet wkurzające Więcej widomościStrona główna
Oliwier – kilkumiesięczny syn Natalii i Konrada jest w rodzinie zastępczej. Trafił tam po decyzji sądu, z którą nie zgadzają się rodzice. Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Dziecka, a rodzice walczą, by dziecko jak najszybciej do nich dramatu młodych rodziców z Jasła zaczął się w listopadzie ubiegłego roku. 20-letnia Natalia wieczorem wraz z synami wróciła do swojego mieszkania w Jaśle. Starszy Wiktor zasnął. - Wtedy zauważyłam, że z Oliwerem dzieje się coś niepokojącego, wyglądał jakby tracił przytomność. Był wiotki jak lalka - mówi nam matka chłopca, który urodził się w sierpniu 2021 roku. Kobieta chciała ratować dziecko. Jak relacjonuje, próbowała wdmuchiwać powietrze do ust chłopca. Od razu zadzwoniła po babcię Oliwiera, która natychmiast zjawiła się u córki. Niemowlę – tak twierdzą kobiety - wyglądało jakby nie było z nim kontaktu. - Miałyśmy wrażenie, że nie oddycha. Zawiadomiłyśmy pogotowie ratunkowe. Byłyśmy bardzo wystraszone – mówi nam babcia o życieKobiety relacjonują, że wówczas zaczęły potrząsać Oliwierkiem i tylko wtedy łapał oddech i otwierał oczy. – Chciałyśmy go ratować, bałyśmy się, że pogotowie nie dojedzie na czas - mówią kobiety. Ratownicy, którzy dotarli na miejsce, początkowo nie chcieli zabrać chłopca do szpital. – Twierdzili, że dziecko jest senne. Jednak zaczęłyśmy nalegać, by dziecko pojechało na badania – opowiada babcia chłopca. Po przyjeździe do szpitala okazało się, że stan chłopca jest bardzo ciężki. Nie było z nim kontaktu. W trybie pilnym został przetransportowany do Wojewódzkiego Szpitala Klinicznego nr 2 w Rzeszowie. Tam wykonano badania i okazało się, że w główce niemowlaka widoczne są liczne wylewy, niektóre z nich znajdowały się w stanie wcześniakiem- Lekarka ze szpitala w Rzeszowie, bez rozmowy z nami, zawiadomiła prokuraturę o możliwości podejrzenia przestępstwa znęcania się nad Oliwierem. Byliśmy zaskoczeni takimi zarzutami. Początkowo nikt z lekarzy nie chciał z nami rozmawiać na temat stanu zdrowia wnuka. Dopiero później, kiedy zauważono jak martwimy się o chłopca, udzielono nam informacji – mówi babcia chłopca tłumaczą, że lekarz neurolog, który konsultował dziecko stwierdził, że wylewy wewnątrzczaszkowe mogły powstać u Oliwiera samoistnie, albo nawet podczas niewinnej zabawy, czy kołysania dziecka. Chłopiec urodził się jako wcześniak. Jedna z lekarek stwierdziła, że Oliwier od początku powinien pozostawać pod opieką neurologa. – Po porodzie nie usłyszałam od żadnego lekarza o takich zaleceniach – ubolewa matka zastępczaSąd Rejonowy w Jaśle umieścił Oliwiera w rodzinie zastępczej, u obcych ludzi. Wszczęto postępowanie w Prokuraturze Rejonowej w Jaśle pod zarzutem nieumyślnego spowodowania uszczerbku na zdrowiu i już w kwietniu br. śledczy Prokuratury Rejonowej w Jaśle skierowali do sądu akt oskarżenia przeciwko matce Oliwierka. Kobieta jest oskarżona o to, że od sierpnia do 15 listopada 2021 r. potrząsała ciałem syna czym nieumyślnie spowodowała liczne krwiaki środczaszkowe, co doprowadziło do ciężkiego stanu toku postępowania przesłuchano wielu świadków, w tym lekarz rodzinną Oliwierka, położną, która odwiedzała rodzinę, a także sąsiadkę. Wszyscy zgodnie twierdzili, że nigdy nie widzieli żadnych niepokojących sygnałów. - Położna chwaliła Natalię, że mimo młodego wieku bardzo dobrze opiekuje się dzieckiem. Zarówno położna jak i lekarz rodzinny stwierdziły, że Oliwier każdorazowo był rozbierany na wizycie i nie było żadnych śladów na jego ciele, które świadczyłyby o stosowaniu wobec niego przemocy – relacjonuje zeznania babcia chłopca. Przeprowadzono również wywiad środowiskowy by sprawdzić, jak rodzina opiekuje się drugim, dwuletnim już Wiktorem. Kurator stwierdził, że dziecko jest otwarte, uśmiechnięte. Ma zabezpieczone wszystkie potrzeby, zabawki dostosowane do wieku. Stwierdził, że rodzice dobrze opiekują się starszym synem się od muruDziadkowie niemowlaka złożyli do sądu w Jaśle wniosek o ustanowienie ich rodziną zastępczą na czas postępowania w sądzie rodzinnym. - Dowiadywałam się, że w pierwszej kolejności dziecko powinno być umieszczane w rodzinie spokrewnionej na przykład u dziadków, dlatego walczymy, aby Oliwier do nas wrócił. Sąd jednak oddalił wniosek, uznając, że stwarzamy zagrożenie dla Oliwiera. Pomagałam Natalii w opiece nad chłopcami i sąd uznał, że musiałam robić to nieprawidłowo. To dla mnie bardzo krzywdzące – oburza się babcia umieszczeniu Oliwiera w rodzinie zastępczej, jego rodzice chcieli się z nim jak najczęściej spotykać. Mają jednak utrudniony kontakt z chłopcem. Spotkania są wyznaczane bardzo rzadko i trwały krótko. - Jak możemy budować więź z dzieckiem, które widzimy kilka razy w miesiącu przez godzinę – pyta ze łzami w oczach pani odmowaKiedy sąd rodzinny odrzucił wniosek dziadków Oliwierka o zostanie rodziną zastępczą, to taki wniosek przygotowała ciotka chłopca. Kobieta wraz z mężem przeszła pozytywnie kontrolę z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Jaśle i Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jaśle. - Panie chwaliły nas, że mamy bardzo dobre warunki do opieki nad Oliwierem - mówi Monika, ciotka chłopca. I dodaje, że wspólnie z mężem mieli nawet propozycję, by zostać w przyszłości zawodową rodziną zastępczą. Jednak pomimo dobrych opinii jasielski sąd po raz kolejny odrzucił wniosek. Rodzice proszą też sąd o powołanie do sprawy biegłego neurologa dziecięcego. – Skoro lekarz neurolog sam powiedział, że wylewy u wcześniaków mogą pojawić się samoistnie, to taki dowód jest potrzebny. Tym bardziej, że taki wylew zauważono też w grudniu, kiedy już mój syn od ponad miesiąca był w szpitalu – uzasadnia 20-letnia matka przyjrzy się sprawiePani Natalia i jej rodzina w bezsilności, zawiadomili Rzecznika Praw Dziecka. Rzecznik po przeanalizowaniu wniosku wraz z załącznikami, zdecydował się przyjrzeć sytuacji małoletniego Oliwiera. Poinformował również, że zwrócił się do sądu w Jaśle o przesłanie akt sprawy rodzinnej do analizy. – W sprawach indywidualnych, ze względu na konieczność ochrony dobra dziecka, Biuro Rzecznika Praw Dziecka nie udziela informacji – usłyszeliśmy w biurze prasowym Rzecznika Praw Dziecka. - Mamy nadzieję, że w końcu osoba kompetentna spojrzy na naszą sprawę obiektywnie i uzna, że Oliwier powinien trafić z powrotem do rodziny, a nie wychowywać się u obcych ludzi – podsumowuje babcia ofertyMateriały promocyjne partnera
Bezpieczeństwo to nie parasol. Nie możesz myśleć o nim tylko w niepogodę. Nie jest jak ponton, czy kapok. Bliżej mu do tlenu. Oddychania. Musisz mieć jego nawyk. Tylko to uratuje ci życie, kiedy znajdziesz się w potencjalnie niebezpiecznej sytuacji. O tym wiedzą i tego uczą mądrzy rodzice i łatwiej było to zrozumieć. Kiedyś, czyli wtedy, gdy człowiek nie zagłuszał instynktu elektroniką. Gdy życie nie było pędem, który odbiera możliwość oddzielenia pozornie pilnego od naprawdę ważnego. Gdy w grach komputerowych nie było 20 żyć, a tylko każdy miał świat zalewa nas komunikatami (należy to i tamto), nakazami i zakazami, których na ogół nie tyle nawet nie słuchamy, co wręcz nie zauważamy. Za to ubodzy o wiedzę – jak się zachować, by zadbać o swoje bezpieczeństwo świadomie, z rozwagą, gdy niekoniecznie po drodze nam z posłuchaniem głowach kaski, można jechać. "Swoich dzieci nigdy nie puszczałam bez kasków" - mówi Karolina Krapa, główny specjalista ds. BHP w SWISS KRONOZamiast zakazów wyobraźnia i doświadczenieDajmy na to skakanie do jeziora. Kto z nas nie skakał? Serio? No to może należysz do nielicznych wyjątków. Trzymany od lat front pt. „Nie wolno skakać do wody” kontestować zaczynają sami ratownicy WOPR: Wolimy uczyć, jak się zachować, żeby zadbać o swoje bezpieczeństwo – opowiada Mikołaj Bombała, prezes WOPR Zielona Góra. – Sprawdzić dno, głębokość wody, zadbać o to, by nikt nie skoczył nam na głowę, zapewnić sobie asekurację. Dzieciaki i tak skaczą i będą skakać. Niech więc nauczą się robić to bezpiecznie. Wyrobią w sobie nawyk sprawdzania, w jaką sytuację się pakują – tłumaczy doświadczony - TO TEŻ MOŻE BYĆ NA GŁÓWNE. Ta kolizja nie jest prawdziwa, ale mogłaby być. Dlatego nawet na krótkich odcinkach zapinamy ten właśnie nawyk zdaje się odgrywać kluczową rolę. Bo nie ma znaczenia, czy jest się na skraju pomostu, ruchliwej ulicy, lasu, blatu kuchennego, na którym leży ostry nóż, czy sięgnięcia po używkę. Ten sam nawyk sprawi, że zastanowimy się nad sytuacją i pozwolimy zapalić się czerwonej lampce, gdy zaistnieje taka potrzeba. I nie nakazy i zakazy go wyrobią, bo te z natury swej wywołują bunt. Albo człowiek ze swej natury buntem tak na nie reaguje? Nieistotne. Efekt zawsze będzie taki sam. Trzeba więc inaczej. Jak?Swoje sposoby ma Karolina Krapa, główny specjalista ds. BHP w SWISS KRONO Żary:Gdziekolwiek jestem razem z moimi dziećmi, zawsze im mówię, gdy zauważę, że coś jest nie tak, i tłumaczę jak powinno być. Wyczulam je na to. I to działa, bo teraz oni sami zwracają uwagę na różne nieprawidłowości i mówią „Mamo, zobacz!” – opowiada Karolina i dodaje żartobliwie, że kiedy rodzic zajmuje się na co dzień bezpieczeństwem, dzieci ponoszą tego konsekwencje – Połowa znajomych jeździ na rowerze bez kasku, moje dzieci nigdy. Mam dość wyrazistą wyobraźnię i dużo zagrożeń potrafię przewidzieć. Na plac zabaw wysyłałam nieraz z dzieciakami męża, żeby mogli się swobodnie pobawić – śmieje się nasza rozmówczyni, która zróżnicowane metody działania stosuje również w pracy. Pilnujemy przestrzegania przepisów, ale nie tylko proceduralnie. Robimy akcje plakatowe, czasem sięgamy po humor, a pracownicy, którzy odznaczą się szczególną dbałością o przestrzeganie zasad bezpieczeństwa albo wpłyną na jego poprawę otrzymują spore nagrody pieniężne. Komunikujemy też zagrożenia niezwiązane z pracą. Przesyłamy nawet alerty pogodowe z poradami dotyczącymi zabezpieczenia domu i mieszkania w razie porywistego rozmowa nie zawsze daje efekty. Najważniejsze jest doświadczenie. I od tego dzieciaki mają choćby wspomniane place zabaw, gdzie w bezpiecznych warunkach mogą sprawdzać swoje możliwości. Lepiej, żeby szkrab spadł dziesięć razy z drabinki na miękki piasek, niż raz w trudniejszych okolicznościach, bo na tym placu się nie nauczył. Albo bał się do końca życia, że „nie da rady”. Znamy przykład rodzica, który rozpalił w kominku i kiedy szyba nagrzała się na tyle, że była mocno ciepła, przyłożył do niej rączkę synka. Efekt? Nie trzeba było już robić zasieków do kominka, bo dziecko lekcję zapamiętało. Zdecydowanie skuteczniej, niż mówienie „nie podchodź, bo to gorące” albo jeszcze gorzej „si”.Symulacja akcji ratunkowej na pikniku bezpieczeństwa SWISS KRONOKarolina Krapa zwraca też uwagę na to, że czasem zbyt dużo mówimy: – Dzieci trzeba słuchać. Nawet jeśli nie mają racji, to tylko słuchając dowiemy się, co im chodzi po głowie. I będziemy mogli zaproponować alternatywę dla ryzykownej poznaj zagrożeniaI tu dochodzimy do punktu, w którym powinny się zaczynać wszelkie rozmowy o bezpieczeństwie. W świecie ludzkim nie ma przekazów uniwersalnych, bo każdy i tak dekoduje je subiektywnie. A żeby dotrzeć do odbiorcy, trzeba dostosować przekaz do jego percepcji. Do tego zaś trzeba najpierw poznać jego rozumowanie i zwyczaje. Z dziećmi najlepiej jest rozmawiać. Pytać: słuchaj, a jak zachowałbyś się w takiej, czy innej sytuacji? Trudniej bywa w miejscu pracy, gdzie pochłonięci codziennymi obowiązkami, pod presją czasu, zbyt często – nawet nieświadomie - lekceważymy to, co nas świetnym rozwiązaniem są obserwacje. Projekt, który działa w firmie od jakiegoś czasu rozpoczął się od zamówienia analizy bezpieczeństwa du Pont. Na jego bazie firma wdrożyła obserwacje, którym poddane są wszystkie działy firmy. Polegają one na tym, że raz na dwa miesiące każdy dział odwiedza niezwiązany z nim obserwator, który przygląda się pracy pod kątem bezpieczeństwa – tłumaczy Karolina Krapa. – Obserwatorem może być kierownik innego działu, mistrz, brygadzista, a nawet prezes, który bierze w projekcie aktywny udział. Zasadą i celem jest obiektywne przyglądanie się warunkom pracy, nawykom pracowników. Znajdujemy w ten sposób różne nieprawidłowości, jak choćby niezgłoszone przez pracowników uszkodzone gniazdka elektryczne, czy nieprawidłowo poustawiane przedmioty, które np. blokują wyjścia ewakuacyjne. Bardzo dużo problemów udało nam się znaleźć i rozwiązać. Zdobywamy wiedzę i wiemy, jak ją wykorzystać. Niczego nie zaczyna się bezpieczeństwo?Najkrótsza odpowiedź brzmi „w tobie”. Jeśli ktoś jest świadom, ile zależy od jego odpowiedzialnego postępowania i że sam jest swoim pierwszym ratownikiem, to nie trzeba będzie osobno mu tłumaczyć, że ma się zatrzymać przed przejściem dla pieszych, czy zbadać dno, nim skoczy do wody. Osobny rozdział to wiedza. A tej, niestety, często nam brakuje. Niby różnych rzeczy się uczymy, ale czy zawsze wiedza zostaje? Jej brak może kosztować życie. I o tym muszą pamiętać pracodawcy: Akurat u nas bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu i rygorystycznie pilnujemy przestrzegania zasad. Dla przykładu: żaden kierowca nie wjedzie na teren zakładu, jeśli nie zapozna się z „Księgą bezpieczeństwa kierowcy” i nie zaliczy testu wiedzy. To samo dotyczy podwykonawców. – opowiada Karolina KrapaDuży nacisk kładziemy też na szkolenia, które mają przekazywać konkretne takiego działania jest cykl szkoleń dla pracowników wykonujących prace niebezpieczne na wysokości i w pomieszczeniach zamkniętych. Zdecydowanie wychodzą one poza minimum wymagane przepisami. W SWISS KRONO pracowników szkoli się praktycznie i do skutku: Wynajmujemy profesjonalne firmy szkoleniowe, które na terenie naszego zakładu budują konstrukcje szkoleniowe. Pracownicy wielokrotnie mają okazję przećwiczenia zachowań w różnych wypadkach – mówi Makuć pracuje w dziale energetycznym SWISS KRONO. Jego pracę zalicza się do niebezpiecznych nie tylko ze względu na zadania wykonywane na wysokościach:Mamy do czynienia z przestrzeniami zamkniętymi, różnego rodzaju studzienkami. W zagłębionych pomieszczeniach istnieje ryzyko braku tlenu, zagrożenie siarkowodorem. Dużo trudniej, niż z wysokości, jest wyciągnąć kogoś z przestrzeni zamkniętej, szczególnie, gdy jest nieprzytomny – opisuje. – Szkolenia, które obecnie przechodzimy są bardzo praktyczne. Po wielokroć ćwiczymy prawidłowe zapinanie się w uprzęży. Nie ma tu miejsca na domysły. W wielu firmach takich szkoleń brakuje. Osobiście znam przypadek, gdy pracownicy, pozostawieni sami sobie, zakładali uprząż odwrotnie. Tutaj nie ma na to miejsca. Ćwiczymy ewakuację z pomieszczenia zagłębionego. Było takie ćwiczenie, w którym pod okiem instruktora wchodziliśmy na PROPONUJĘ NA GŁÓWNE - Pożar w SWISS KRONO Żary? Nie, jedynie realistyczna symulacja. Wszystko, by nauczyć dzieci i dorosłych bezpiecznych zachowańJakie efekty szkoleń widzą pracownicy? Krystian Makuć odpowiada bez zastanowienia: Na pewno jesteśmy bardziej świadomi, co może się wydarzyć i potrafimy prawidłowo posługiwać się osprzętem. To daje większe poczucie bezpieczeństwa i z praktykami kształcą też na ogół korzystne nawyki, dzięki możliwości skorzystania z czyichś doświadczeń. Nikt nie uczuli na niebezpieczne sytuacje lepiej, niż ktoś, kto sam się w nich kiedyś znalazł. I tu znajdujemy kolejną podpowiedź, jak uczyć bezpiecznych zachowań własne dzieci: opowiadając im o własnych doświadczeniach. A także uparcie i nieustępliwie dając przykład. Nie odpuszczając nawet, gdy po kask rowerowy trzeba iść na trzecie o bezpieczeństwo bywa niewygodneKiedy na plaży pilnujemy dzieci, a tak fajnie byłoby poczytać albo zdrzemnąć się na słoneczku. Wypić zimne piwko... Tymczasem wystarczy kilka sekund nieuwagi, by prąd wsteczny porwał nawet dorosłego człowieka i wyniósł go na pełne morze. A kiedy pozwalamy kilkulatkowi na zatopienie się w grach lub dryfowanie w sieci, żeby „na chwilę usiadł na tyłku”, być może sprowadzamy na siebie jeszcze większe kłopoty. Bo ofiarami przestępstw cyfrowych padają ludzie w różnym wieku. Nie mówiąc już o diablo niebezpiecznym uzależnieniu behawioralnym, które młodemu człowiekowi może złamać razem, rozmowy, wspólnie spędzany czas i jak najwięcej doświadczeń zdobywanych pod okiem mądrego opiekuna to najlepsza inwestycja. A im bardziej zadbasz o własne bezpieczeństwo, tym lepszy przykład przekażesz dalej. Pamiętaj o tym: w domu, pracy i na wyrabiać w dzieciach świadomość i nawyki związane z bezpieczeństwem?Tłumaczeniem. Słowa: „zostaw”, „nie wolno”, „nie dotykaj” nie mogą pozostać bez wyjaśnienia. „Nie wolno jeździć na rowerze bez kasku, bo w każdej chwili może się przydarzyć wypadek, w którym kask uratuje ci życie.” „Nie dotykaj garnka, bo gotuje się w nim w tej chwili zupa. Garnek jest bardzo gorący, a jego zawartość może cię bardzo poparzyć” Konkretnymi przykładami. Najlepiej na bazie własnych przeżyć: „Mam tutaj bliznę, bo przepychałem się z moim bratem w kuchni. Wpadłem na kuchenkę i zrzuciłem na siebie garnek, w którym gotowały się jajka. Strasznie bolało, musiałem mieć operację i blizna została już na zawsze.” Konsekwencjami. Nawet, kiedy macie przejechać niewielki odcinek drogi samochodem, pasy zawsze muszą być zapięte, a dziecko zabezpieczone zgodnie z regułami. To samo dotyczy kasku rowerowego. Pozwalając na wyjątki dajemy dziecku sygnał „czasem można odpuścić, to nie jest zawsze aż tak ważne.” Wypadki zaś mają to do siebie, że nie sposób ich przewidzieć, a zdarzają się na osiedlowych uliczkach tak samo, jak na autostradach. Jeden raz bez pasów, czy kasku może kosztować życie. Przykładem własnym. Zapinanie pasów, zakładanie kasku, ostrożność w kuchni, czy chowanie telefonu przy przechodzeniu przez ulicę to drobiazgi, których na co dzień dziecko może zdawać się nie zauważać. Czasami wręcz kontestować. Jednak z czasem przyjmuje je za własne. Po prostu rób swoje
kiedy nie było internetu tylko rodzina